Katarzyna Kwiatkowska – Zbrodnia w Szkarłacie recenzja

Kwiatkowska_Zbrodnia-w-szkarlacie2_500pcxZbrodnia w szkarłacie ma w sobie wszystko to co powinien mieć rasowy kryminał, i to taki w stylu retro. Jest tutaj wielka rodzinna tajemnica, para kochanków (a może trójkąt lub czworokąt?), szlachecki majątek, detektyw i jego przyjaciel, no i oczywiście niebywała zbrodnia. Ale…

Katarzyna Kwiatkowska przenosi nas do wielkopolskiego majątku Jeziory. Akcja powieści rozgrywa się w czasie, kiedy na tych terenach zaczynał działać Związek Ziemian (czym on był można przeczytać w posłowiu). To właśnie luźno z tymi wydarzeniami związana jest intryga, którą stworzyła autorka. Główny wątek dotyczy jednak tajemniczego zgonu w szkarłatnym pokoju. Zgonu tym bardziej niewygodnego, że dokonanego przed ślubem dziedziczki. Z czasem okazuje się również, że przyszła Panna Młoda wcale nie jest zainteresowana zamążpójściem A cały majątek rodziny jest zagrożony, bo dziadek schował skarb i nikt nie wie gdzie (a może skarbu w ogóle nie było?).

Wszystkie te zagadki rozwiązuje młody detektyw – amator Jan Morawski, któremu wiernie sekunduje przyjaciel (kamerdyner) Mateusz. Obaj stanowią nadzwyczaj ciekawą parę. Jednak wbrew pozorom rozwiązanie wszystkich tajemnic wcale nie jest łatwe, gdyż cały czas pojawiają się nowe wątpliwości, dowody i wzajemne knowania. Krótko mówiąc – każdy jest podejrzany i co najgorsze każdy ma alibi…

Tyle o fabule – za dużo zdradzić nie mogę, bo co to by było za czytanie kryminału.

A teraz kilka słów o moich odczuciach na temat książki. Szczerze, początkowo mnie nie zachwyciła. Podejrzewam, że po części powodem były przeczytane recenzje innych czytelników i spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Jednak, gdy zaczęłam porządnie wczytywać się w treść dostrzegłam kunszt autorki i postanowiłam dać szansę powieści – przeczytałam w całości i nie żałuję decyzji.

Jak już zaczęłam od marudzenia to może na początek napiszę co mi się tak średnio podobało, a później przejdę do plusów:)

Początkowo nie za bardzo spodobało mi się to, że autorka dość szybko wprowadziła praktycznie wszystkie postaci i wątki – nieco się w tym pogubiłam, ale jak się wczytałam to już wiedziałam o co chodzi (ach to moje roztargnienie). Jednak jest jeszcze jedna rzecz, która nieco mnie drażniła, a mianowicie „językołamacze” w dość obszernych opisach ubioru głównych bohaterek np. w brudnozielnonkawej sukienczynie. W kolejnych rozdziałach już nie zauważyłam takich połączeń plączących język, a jedynie dobrze wplecione słowa z gwary poznańskiej i archaizmy językowe i to mogę już zaliczyć jako plusy dla powieści. Jest też wiele zabawnych określeń, takich bohaterka dnia w stanie daleko posuniętego niechlujstwa. Osobiście bardzo rozbawił mnie ten opis przyszłej Panny Młodej.

Co będzie kolejnym? Bardzo ciekawe postaci o różnorodnych charakterach i wyrazistości. Prym tutaj wiedzie, wcale nie detektyw amator (chociaż jest on niczego sobie – kawaler do wzięcia po 30-tce, inteligentny, przystojny i z nieco sarkastycznym poczuciem humoru), ale jego kamerdyner Mateusz i Jerzowa. Dlaczego? Sami się przekonacie, jeśli sięgnięcie po książkę. Dialogi prowadzone w interesujący sposób i okraszone dużą dawką inteligentnego humoru.

Ach, jeszcze w związku z postaciami  – zapomniałabym o bohaterze drugiego planu – Leonie. Opasłym kocisku, które przewija się co jakiś czas w powieści i „konspiruje” z detektywem-amatorem przeciwko kucharkom.

Książka, pomimo początkowej lekkiej niechęci bardzo miło mnie zaskoczyła. Akcja zaczęła się rozkręcać i naprawdę mnie wciągnęła. Co ciekawe autorka tak stopniowała napięcie, jak to robili to mistrzowie XIX-wiecznych powieści w odcinkach. Każdy rozdział kończy się w taki sposób, że po prostu musimy rozpocząć kolejny i kolejny i tak się okazuje, że przeczytaliśmy już całą powieść. I to niestety już wszystko – czegoś nam zaczyna brakować.