Anna Klejzerowicz – Medalion z bursztynem recenzja
Jesteś przekonany, że tajemnicze historie dotyczą tylko średniowiecznych zamczysk we Francji lub we Włoszech? Czas zmienić to przekonanie! Właśnie to robi Anna Klejzerowicz w swojej powieści „Medalion z bursztynem”. Wraz z nią przenosimy się do współczesnego Gdańska, gdzieś na Zaspę i Wrzeszcz. To właśnie tam poznajemy tajemnicę skrywaną przez lata i towarzyszymy głównym bohaterom w czasie jej rozwiązywania.
Kilka dni temu pisałam, że powieść zaczyna się niczym film Hitchcocka – od trzęsienia ziemi. Później nieco „cichnie”, by już po paru stronach zaserwować nam kolejną niespodziankę.
Tytułowy medalion – misternie wykonana ozdoba, okazuje się rodzinną pamiątką. Ewa znajduje go w starym kredensie po babce. Co ciekawe autorka tworząc tą opowieść inspirowała się prawdziwym listem znalezionym przez jej czytelniczkę w pewnym starym meblu. Do medalionu z powieści dołączony był krótki list. Po jego przeczytaniu zrodziło się więcej pytań niż odpowiedzi.
Poszukiwania prowadzą bohaterów na niebezpieczną ścieżkę. Tajemnica wiąże się z wydarzeniami, które miały miejsce zaraz po II wojnie światowej. Wydawać by się mogło, że już dawno zapomnianych. Jednak nic bardziej mylnego. Komuś bardzo zależy, aby tajemnica została pogrzebana. Tylko komu…?
Drugi wątek powieści to odbudowywanie relacji pomiędzy Ewą i jej matką Haliną. W miarę odkrywania rodzinnej przeszłości, kobiety poznają się lepiej nawzajem. Czy uda im się odzyskać to co traciły przez lata?
„Medalion z bursztynem” to pierwsza powieść Anny Klejzerowicz, po którą sięgnęłam i jestem bardzo zadowolona z tego wyboru. Czytając lekko straciłam kontakt z rzeczywistością, na szczęście mogłam sobie na to pozwolić. Przeniosłam się do oddalonego o jakieś 150 km Gdańska i z zapartym tchem śledziłam poczynania Ewy i jej bliskich.
Nie ukrywam, że uwielbiam powieści z wątkiem historycznym. Ten, kto zaglądał już na blog mógł się o tym przekonać. Dlatego też bardzo podobało mi się to, że autorka wprowadziła sporo retrospekcji pozwalających na zrozumienie historii. Ciekawym zabiegiem jest również to, że możemy poznać myśli „drugiej strony” tej opowieści.
„Medalion…” mimo, że przez wiele osób nazywany jest kryminałem sama zaliczyłabym go do powieści przygodowych i to godnych mistrzów gatunku. W dwóch miejscach jakiś mały chochlik podmienił imiona bohaterów jednak mi to w ogóle nie przeszkodziło w odbiorze powieści.
Co mogę napisać w podsumowaniu tej recenzji? Na pewno to, że Pani Anna zyskała wierną czytelniczkę.
Książka już od pierwszych stron porywa, akcja narasta w odpowiednim tempie, a kiedy się kończy czujemy niedosyt i smutek, że to już wszystko. Nie mogę doczekać się już kolejnej książki autorki „Dom naszej pani”, która ma się ukazać w październiku. W międzyczasie postaram się nadrobić swoje zaległości związane z innymi jej powieściami.